środa, 24 kwietnia 2013

Assassin's Creed III - recenzja

               Oj, Solona, takie starocie ci się chce pisać. Słabo. Po co ja tu weszłem???

Prawdę mówiąc zrecenzowałabym to już jakiś miesiąc temu (co nie zmiania faktu, i tak to będzie prawie pół roku), ale wywaliło internety... Zeszłam z tematu.
On biegnie.

W każdym razie,
seria Assassin's Creed jest mi dobrze znana od podstaw (nie, nie grałam na przenośnych platformach, bo ich po prostu nie mam. Mój tatuś jest zwolennikiem emulatorów, zatem to był mój prezent na urodziny a nie PSP - och, ty niewdzięcznico) i cztery lata temu zakochałam się w Altairze oraz Borysie Szycu (jeżeli nie wiesz, to podkładał głos Malikowi - temu co stracił rączkę na początku gry). Później jednak nastały czasy Ezia, który również seksiak, ale twórcy zrobili jeden, wielki błąd - konkretnie umieścili go w trzech częściach gry. W drugiej części było EKSTRA, w Brotherhoodzie już gorzej, ale dawało rade. Revelation mnie załamał, a że w niego przyszło mi zagrać w czasie premiery "trójki" to byłam wręcz pewna, że "trójka" będzie kaszaną. Mylilam się.

 Na samym początku trzeba wspomnieć, że przenosimy się w zupełnie nową epokę - konkretnie XVIII wiek, czasy rewolucji amerykańskiej (zapytaj wujka Google i ciocie Wikipedie o co chodziło). Konkretnie my jesteśmy po stronie Amerykanów, bo Asasyni, a Brytyjczycy to templariusze. Bardzo sprytnie Ubisofcie!

Rodziciele Connora.

 Gramy nową postacią - w sumie ciężko byłoby nam się wcielić w Ezia czy Altaira i brać udział w rewolucji - czyli Indianinem Connorem, który tak naprawde nie ma na imię Connor tylko Rataho:nakanekanoke. Rata:honke. Rataha:kaoke. Kurde. Ratonhnhaké:ton. Ten chłop to dość dziwna postać (źle kontruje) i muszę przyznać, że mimo iż jest bardzo oddany swojej sprawie - bo brytyjczycy mu wioskę spalili i mame też... jakkolwiek to brzmi - to coś co rzuciło mi się w oczy. Ezio miał w sumie trzy panienki (odwal się, muszę to powiedzieć, bo to ważne) - Cristinę, Catarinę i Sofię. W trakcie "dwójki", Bloodlinesa i Revelationa dowiadujemy się o Marii - żonie Altaira a ten tu Connor? Rzeczywiście jest całkiem przystojny, ale jedyna scena, którą możemy uznać za taką jak tamte wątki (a i tak jej nie uznamy, bo nie możemy) to kiedy jedziemy z Mistrzem Asasynów (mam wrażenie, że to był mistrz) do Bostonu a Connor gapi się na jakąś panienke. Ach, i jeszcze jak ratuje jakąś panienkę z opałów, żeby potem dołączyła do posiadłości, ale o tym za moment. Gdyby nie te dwa momenty (a właściwie jeden, bo ratować ją mógł z czystej dobroci serca) pomyślałabym, że jest gejem.
 Jednak jeżeli ktoś bardzo chce wątek romantyczny, to warto wspomnieć o tym, że wiemy jak jego rodzice się poznali oraz widzimy jak zostaje poczęty (moja ulubiona scena tak nawiasem mówiąc). O tym też zaraz.
  BITWY MORSKIE. Tego chyba nie muszę tłumaczyć. Fajnie wciśnięty motyw, gdzie sami sterujemy łudeczką i napierdzielamy takich niemiłych panów z armatek. Bardzo przyjemna zabawa. Ale trudno jest zrobić kontrę.
 Motyw historyczny - także wypadł bardzo elegancko. Juruś Waszyngton, Benjamin Franklin i pełne zaje.... niesamowitości spotkania z przywódcami rebeliantów, uczestnictwo w herbatce bostonskiej i takich tam ciekawostkach. Tak czy owak - gdy w szkole będziemy omawiali XVIII wiek albo rewolucję to odpalę tą gre ponownie i przepisze słowo w słowo aby dostać szóstkę za nic. Ekhem. I tak nie mogę zrobić kontry.

Tych tu nie lubiłam.

 Motyw w 2012r. się pojawił. Muszę przyznać, że całkiem sympatyczn, ale ma wady. Często wcielamy się w Desmonda, odbuduwujemy relacje z naszym fadrem, oczywiście Rebecca i Shaun są zatem mamy ciekawe towarzystwo. Tak jak zostało nam to wcześniej przedstawione (wcześniej, czyli w poprzednich częściach) 21 grudnia będzie koniec świata. O BOŻE. I tylko w tej miejscówie, do której przyjeżdżamy na początku gry, i tylko ten koleś, którym gramy, może coś z tym zrobić. Zakończenie - dupne, moim skromnym zdaniem. Jednak możemy sobie pobiegać i poskakać Desmondem. Dosyć częstko. Będziemy we Włoszech, w Rio, nieźle dopracowane. To wszystko ma trzy, wielkie wady. Po pierwsze jak mówiłam dupne zakończenie, po drugie kilku minutowe monologi tych całych "bogiń" o tym "jak to kiedyś się skończył świat". O BOŻE. Nie chce się tego słuchać. Po trzecie - Desmond w poprzednich częściach miał fajną, ładną buźkę. Tuyaj wygląda jakby kilka razy oberwał bejsbolem po mordzie. Wróć... Tak było... TO GRA! MA BYĆ FAJNIE A NIE JAK NAPRAWDĘ!!! *wdech, wydech*

 Ej, ale to nie koniec. Zaczęłam mówić o misjach dodatkowych. Znów mamy własną posiadłość - a raczej domek. Robimy tam malutką wioskę. Ratujemy rzemieślnieków/sprzedawców/łowców/rolników..... z opałów no i dajemy im pracę w bezpiecznym miejscu - no gdzie? - u nas. Będziemy zbierali strony almachu (nie, nie wiem czym jest almach, to jakaś książka) Benjamina Franklina i mogli zrobić wynalazki, które tam są. Oczywiście rewolucja = bunty. Pomagamy rebeliantom albo podburzamy tłumy. Będzie się działo. Polujemy na zwierzęta, co napewno wielu, wielu, wielu obrońcom zwierząt nie przypadniedo gustu. Na przykład moim koleżankom. Aby zdobyć dzielnicę, będziemy również przejmować jakieś tak wielkie budynki i oddamy je patriotom - bo są dwie grupy: patrioci, czyli Amerykanie i Brytyjczycy, czyli nie pamiętam kto. Wracają stare dostarczanie listów, pomaganie miejscowym w potrzebie, by potem stali się asasynami, otwieranie tuneli, podsłuchiwanie rozmów i takie tam.

Och, to nowa wersja reklamy Old Spice. Na koniu.

Ej, ale dlaczego, ej, na początku, ej, nie gram Connorem? Ej?
I to coś, co zdziwiło wielu. Otóż ten człowiek, to templariusz imieniem Haytham Kenway i.... tak jakby... wiesz... To ojciec Connora. Ekhem. Tak się mrocznie zrobiło.
Teog można się domyślić, gdyż trzy sekwencje nim gramy a potem kilka zaczyna podrywać jakąś Indiankę, a po trzeciej sekwencji oni... Hmm... Jak to powiedzieć... Kopulują. Nie rób takiej miny. Dobrze widzisz.

Ojciec i syn.
Haytham mimo wieku jest hardcorem w każdym momencie gry - no bo to templariusz, i NASZ ojciec, i go ścigamy i wiemy jaki jest. Jedyny jego minus to to, że nie umie się wpiniać i chodzić po drzewach, co jest niezłą zabawą.

Nie wspomniałam o zmianie w sterowaniu, rozgrywce i walce.
Niegdyś mieliśmy władze nad naszymi czteram częściami ciała/zmysłami nieważne. Teraz mamy tylko walkę, bieg/skok jako przyciski. Wzrok/zmysł orła też mamy ale inaczej włączany.
Możemy biegać po drzewach i włazić przez okno do czyjegoś domu. Mnie to ostatnie też zdziwiło.
Ciężko jest zrobić kontrę. Mamy żywą tarcze przed bronią palną. ŁUK!!! (jaki Tomb Raider).
To tyle z ciekawych rzeczy.

Ten łuk jest super. Seriously.

Podsumuwując,
Plusy
+ładna oprawa - te miasta, ach
+możemy się poczuć jak prawdziwy Indianin
+świetna historia w Animusie
Minusy
-kontra
-ryj Desmonda
-kiepskie zakończenie
-brak możliwości ominięcia rozmów w 2012
-kontra


Wiadomość dla wszystkich
W październiku czwarta część tej serii - Assassin's Creed IV Black Flag

niedziela, 24 marca 2013

Tomb Raider 2013 - recenzja

Na początku marca była premiera najnowszego dzieła Cristal Dynamics. Szczerze mówiąc na początku miałam mieszane uczucia. Tomb Raider miał różne fazy. Pierwsza część z 1996 była (ponoć, bo pikseloza tak mnie raziła, że odpuściłam sobie tę "przyjemność") najlepsza, a kolejne coraz gorsze. Legend był powrotem do serii i rzeczywiście był porządny. Anniversary i Underworld. Nie zakochałam się w tych grach. Jednak część z tego roku mnie rozwaliła. Spodziewałam się byle gówna na bezludnej wyspie, (która naprawde przecież bezludną nie jest) w stylu "LOST" z typiarą, której twórcy myśleli głównie o faperach.... Ehm... Znaczy jestem zaskoczona tym co zobaczyłam.

Po pierwsze - Lara Croft nie ma czterdziestki tak jak w Underworldzie (a miała!!!) tylko jest to zupełnie nowa postać. Wykreowana od podstwaw, dziewczyna, której statek rozpie... Rozwalił sie na bezludnej wyspie w trakcie sztormu a ona i jej załoga walczą o przetrwanie. Oczywiście, to dalej pani archeolog... Panna. Dla wszystkich czytelników płci brzydkiej mam dobrą wiedomość: chociaż Lara nie ma wielkich cyck... Powinna Wam przypaść do gustu (czyt. to chyba lepsze niż Redtube...).
 
Na zdjęciu nie będzie cycków

Po drugie - mimo tego, że naszym głównym celem jest przetrwanie i ucieczka z wyspy to i tak mamy okazje badać historie. Jeżeli pamiętacie to w Legandzie były poszukiwania mamusi Lary, w Anniversary była Atlantyda a w Underworldzie Lara znalazła Avalon - miejscowka, gdzie jej mama faktycznie była (jeżeli kochasz swoją mame to daj jej w to zagrać  powiedz, że jesteś jak Lara) a tu mamy mityczną japońską (galerianke) królową Himiko, która bardzo nie lubi pożegnań...

To je Himiko - ty jej nie pomalujesz.

Po trzecie - walka. To chyba najciekawsze. Nie mamy naszych dwóch, każualowych pistoletów, bo Lara najwyraźniej zapomniała ich z kajuty i ślad po niech zaginął. Natomiast powolutku zbieramy wszystko, co bardzo nam umili rozgrywkę. Na początku zarąbiemy jakiemuś trupowi z drzewa łuk i zabijemy zwierzątko... Niepotrzebnie to mówiłam. A z czasem znajdziemy jeżcze pistolet, karabin i strzelbusie. I granatnik bitches!!! Oczywiście, bronie możemy dowolnie upgrajdować, a łuk chyba najfajniej rozwijamy (strzały zwykłe, płomienne, wybuchowe, z liną), tak więc zabawa z bronią.
Jednak sami celujemy, ale nie jest to bardzo denerwujące. W poprzednich częściach gra celowała za nas a tu jest zwykły celownik jak w strzelance. Mnie to odpowiadało, bo pojawiał się tylko wtedy gdy wyciągaliśmy pukawkę.

Po czwarte - INSTYNKT ŁOWCY!!! Najlepsze co w tej grze się pojawiło, a można to porównać z Orlim Zmysłem/Wzrokiem z Assassin's Creed, jednakże jest to o tyle lepsze, że pokazuje nam coś, nawet jak jest za  ścianą, kamieniem, w kiblu albo stawie. Przydatne, a nawet jak tego nie zauważymy to dosajemy info, że jesteśmy w ciekawym miejscu i mapa się aktualizuje. Suuuuuper.

Po piąte - ... TOMB RAIDER!!! Wspinaczki, strzelaniny, odkrycia, artefakty, (bo nie wspomniałam, że możemy zbierać artefakty, i relikty, i geoskrzynki, i uleprzenia, i mapy, i dokumenty, i dzienniki, i wazony, i maski, i ... dużo tego) zagadki i wogóle - super.

Podsumówując, gra jest świetna, graficznie, pojawia się muzyka z pierwszej części (zaczęłam grać w pierwszą, noooo) ma naprawdę niesamowite lokacje, zatem jest warta zagrania. Mnie bardzo się podobała. A być może nie wiecie, gdy nie znajdziecie wszystkich tych gówienek (geoskrzynek, dokumntów, itd.) to nawet po po ukończeniu gry możemy poznajdować to wszytko, powspinać się i wogóle.

Zagraj se w to. Fajne to.



Zdjęcia z:
http://www.theaveragegamer.com/2012/10/10/tomb-raider-interview-meagan-marie/
http://www.thegamersblog.com/previews-tomb-raider/

czwartek, 14 marca 2013

Haaaaaaaleeeeeeluuuuuuujaaaaaa!!!!

Ach, wiosna,
robi się ciepło, ładnie, ale jest to także oczekiwanie na Zmartwychwstanie Pańskie.

Nie, nie wyłączaj tej strony. T onie ma byc post o tym jak to trzeba chodzić do kościoła.... Jednak, za wiosną idzie Wielki Post - (post o Poście, brawo...) a za Postem (w poście) Rekolekcje. Ze szkoły chodzimy na rekolekcje. Ohh, jak miło - może trafi się na matmie albo historii. Anyway, Wychodzimy ze szkoły, idziemy do swojego towarzystwa i przegadamy szeptem całą "Mszę". Nie powiesz mi, że tak nie masz. Wracając, jeżeli w końcu nauczyciel się wkurzy i każe ci się rozsiąść lub zaczyna Was obserwować to zamykacie się i zaczynacie słuchać prawienia księdza.

Są różni księża - tacy, którzy opieprzą Cię, że nie byłeś ostatnio na Mszy, powiedzą, że hip-hop albo metal to "buźnierstwa same", Gwiezdne Wojny, Harry Potter, Zmierzch czy Władca Pierścieni to sztatańskie dzieła (z tym Zmierzchem to się nie dziwie :P), ale są także księża, którzy starają się zrozumieć tak samo staruszków jak i młodzież. Czy nie lepiej jest, kiedy ksiądz mówi "potocznym" językiem, czasem walnie jakiegoś sucharka - hłe hłe hłe - albo serio Cię rozśmieszy? Kiedy mówi na Mszy o czymś takim normalnym?

Może kojarzycie taką książkę "Anioły i Demony" Brauna. (Polecam, bo dobra.) Kolesiunio, kamerling - młody ksiądz - byl lubiany dlatego, ze był takim luzakiem trochę. Oczywiście, wiecie jak to się skończyło i co ten idiot zrobił, aczkolwiek młodzież go lubiła za taki właśnie współczesny styl.
Niektórzy starsi księża trochę przypominają naszych "fajnych dziadków". Tacy też są okej, nie wychodzi im podążanie za nowoczesną modą i stylem, ale mimo wszysko ich lubimy. Ten ich ton, hłe hłe.

Dziś na tych rekolekcjach była gadanina o tym "Czym jest wiara?". Ksiądz używał "naszego" jezyka, nie dbał o poprawność a za to używał nad wyraz dużo wyrazów dźwiękonaśladowczych.  U nas norma, w kościele - prawie niemożliwe. Puścił nam taką komedie cudną jak ludzie trafili do Nieba i nikogo nie wpuścili. hłe hłe. Potem jeszcze pokaz slajdów na temat "CZym jest wiara?" z podkładem muzycznym "Jesteś szalona!". Śmiech na sali.

No wolicie księdza w stylu tego http://www.youtube.com/watch?v=IYD1IeM1Xv0 czy jakiegoś młodziaka, który na scholach robi z pieśni religijnych coś, czego nie powstydziłby się Tede albo Peja. Your choise.

Fajnie by też było, gdyby nasze znane piosenki z list przebojów (matka, ja to powiedziałam?) zaostały przerobione na religijne, ale nie zmieniając ich podkładu muzycznego. Moja koleżanka nie nawidzi kolęd, ale przyznała, że chętniej by ich słuchała, gdyby były w wersji metalowej. Nie sądzisz?

"As long as God love me"
"Godship"
"I need a God"
"W stronę Boga"
Dobra, bardzo marne przykłady przekręcenia tytułów, ale zawsze jakieś...

Jak macie jakieś pomysły to proszę w komentarzach - zobaczmy waszą reatywność.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Zimowe zarobki

Zima,
sypie śnieg, a ludzie muszą odśnieżać. Ty jesteś młody, pełny energii i potrzebujesz kasy. Wstajesz w weekend o świcie (11.00) i idziesz ze znajomym - bo im was mniej tym lepiej - i chodzisz po ludziach z zaśnieżonymi podjazdami.
 Byłam z moją koleżanką, no i szwędałyśmy się po osiedlu. Na początku trafiłyśmy na miłych staruszków, którzy potraktowali nas - o dziwo - poważnie. Niedużo roboty ale dyszka była. Potem zaczeła się wyższa szkoła jazdy. LUDZIE MIELI ODŚNIEŻONE!!! DAM DAM DA!!!
 Co to za ludzie, że chce im się wstawać i robić... Przeszłyśmy kilkanaście, kilkadziesiąt domów. Nic. Za to pomogłyśmy jakiemuś gościowi, któremu autko wjechało w zaspę. Dwa razy. Tak miałyśmy zakończyć sobotnią walkę z podjazdami, ale zobaczyłyśmy dom. Zasnieżony. Pełen karmników dla ptaków(???). No to moja koleżanka dzwoni do drzwi. "Dzień dobry, może trzeba odśnieżyć?" Koleś coś tam powiedział, nie za bardzo słyszałam co. Wszedł do domu. Wraca i wciska jej 20 zł. Oczywiście na początku pytał na co zbieramy to my, że dla siebie. Daje jej tą kase, ona się wykłóca, że odśnieży. Ten przemiły pan (nie, nie mówie sarkastycznie) powiedział, że mamy świetny pomysł, że chcemy sobie zapracować na coś. Jednak uważa, że kobiety są stworzone do wyższych celów. Moja kumpela się wykłóca, że w tym przypadku nie przyjmiemy. Otworzył jej kieszeń w kurtce i wcisnął. Hmm... Opowiedział nam, jak to lubi pomagać, jak to wcale nie uwłacza naszemu honorowi, (bo moja towarzyszka coś tam zaczeła o honorze) i to są uczciwe pieniądze. Miły koleś. Takie to dziwne było.
 Później oczywiście każdy powiedział, że nie, że albo mąż to zrobi albo synowie, ewentualnie, że sam.
 Niedziela! Znów o świcie telefon (10.30!!!), żebym się zbierała. Dobra. Odśnieżyłyśmy jeszcze u mnie podjazd - duży jest - i poszłyśmy szukać pracy. "Nie, dziękuje, ale macie fajny pomysł." Matko... Tak mówili ludzie uprzejmi. Czasem się uśmiechali, i mówili, że sobie poradzą.
 Trafiły się mniej przyjazne osoby. Babuleńka, która nas opieprzyła, chociaż nie zrozumiała pytania "Czy nie trzeba u pani poodśnieżać?" Jakby była miła to może byśmy zrobiły to za darmo. Aić. W sumie to nic nie zrobiłyśmy a tym bardziej zarobiłyśmy. Ale buty i tak przemokły...

Jeżeli potrzebujesz kasy, to wstań rano, idź do dzielnicy z domkami i odśnieżaj! Może będziesz mieć więcej szczęścia od nas...

Jak odpoczywam po nieudanym dniu? Słucham Harlem Shake...

poniedziałek, 11 lutego 2013

Po feriach

Tsa... Było i się skończyło... Oczywiście jeszcze wielu z Was ma jeszcze ferie lub dopiero zaczyna (chyba...) a ja truje, że mam już po feriach. Wiecie, było i się skończyło.
Wczoraj wróciłam od mojej babci z Polanicy. Snow Park, narty, basen. Fajnie. Inna sprawa, że połowę tego czasu przeleżałam na kanapie z telefonem w ręku przeglądając Facebooka. Leniwe spędzanie ferii odbija się na aktualnej sytuacji - w poniedziałek, gdy mam na 9.50 lekcje nie mogę wyczołgać się z wyra. Też tak mieliście, maci lub bedziecie mieli. To nieuniknione.

*Dzieci, należy aktywnie spędzać wolny czas, na feriach musicie uprawać sport i korzystać ze śniegu.*
BOOM! Moja koleżanka jedzie na dwa tygodnie do Wenezueli. Brak sportu.
Inaczej..
*Bądźcie odpowiedzialni. Nie róbcie głupstw i nie narażacie się.*
Nie zachęcam nikogo do skakania na desce z helikoptera, bo nie chcę słyszeć, że ktoś dednął. Wiadomo, że marnie jest na początku ferii sobie coś zrobić, a potem leżeć przykutym do łóżka w gipsie.
Znając życie, jeżeli ktoś połamie się na początku ferii to będzie narzekał, że nie zrobi w ich czasie nic fajnego. W rzeczywistości, w ogóle by nic nie robił tylko siedział na kompie, czyli robił dokładnie to samo co ty teraz.

Ferie to czas relaksu i wypoczynku, a to jak my się relaksujemy i wypoczywamy to indywidualna sprawa (O matko, trudne słowo). W każdym razie, jeżeli lubimy leżeć całymi dniami na kanapie to leżmy i tak odpoczywajmy, a jeżeli uwielbiamy jeździć całymi dniami na nartach (łyżwach, desce, obojętnie) to to róbmy. Ważne, abyśmy fajnie spędzili ferie. Nikt nie może nas oceniać za to jak wykorzystujemy ten czas. Możemy robić co chcemy (nie, narkomania odpada, kochanie). Oczywiście pamiętajmy, że odpowiadamy za swe czyny. HAHA! Znów gadam jak nauczyciel albo moja mama. Moja uroda.

Anyway,
jeżeli już wasze ferie się zakończyły, to mam nadzieje, że były udane. Jeżeli się zaczeły, to liczę na to, że bedziecie z nich zadowoleni.

PS. Nikomu nie zaszkodzi pięć minut na kanapie z pilotem od telewizora. No dobra... Dziesięć.

Cześć

niedziela, 20 stycznia 2013

O śmierci i samobójcach.

„Śmierć jest jedynie przebudzeniem ze snu”
Platon

Jeżeli tak na to patrzeć, to powinniśmy się cieszyć, że ktoś umiera, ale dlaczego tego nie robimy? To głównie nasza "samolubność". Ciekawe, że mowa o śmierci a ja o samolubności. Niektórzy, nie boją się śmierci. Są po prostu zadowoleni z życia. Nie żałują nieczego. Nie mają na sumieniu niczego wielkiego. "Spowiedx jest ostatnim oczysszczeniem". Tyle, że nie musisz się przed śmiercią spowiadać, by Bóg przyjął Cię w Swe ramiona!
Ironia, że osoba, która wogóle nie jest pobożna ma takie przemyślenia. Coś tam jest. Musi być. Przecież to by nie miało sensu, gdyby wszystko się w ten sposób kończyło. Reinkarnacja? Pójście do nieba lub piekła? Interpretujmy to jak chcemy. Śmierć musi mieć powód. Ludzie, którzy zasługują na życie odchodzą tak samo jak i ci, którzy nigdy się nie powinni urodzić. (Nie, nie mam na myśli twojej byłej, bo wiem, że jej nienawidzisz, ale nie mów od razu, że nie powinna się nie urodzić.)
Każdy ma swój odmienny sposób rozumowania śmierci. Jak niegdyś powiedział pewien mądry stary (nie)człowiek:
"Radujmy się tym, jak nasi bliscy łączą się z Mocą." - Mistrz Yoda
Coś musi być dalej, ale to, czy łączymy się z Mocą, odradzamy pod postacią innego człowieka lub zwierzęcia albo poprostu idziemy do nieba/piekła to domysły. Jeżeli z tym niebem/piekłem to prawda, to muszą być bardzo wielkie, żeby pomieścić tyle dusz. Nieważne

Co mnie wzięło na takie przemyślenia? Śmierć. Po prostu ona. Każdy z nas kiedyś umrze, ale nie powinniśmy się budzić każdego dnia z tą myślą, bo to doprowadzi do depresji. Nie pamiętam z kąd to wiem, ale to nie mój takst, chociaż uważam go za bardzo mądry.
Czyja śmierć? Mojego bliskiego członka rodziny, przyjaciela mojej koleżanki i wielu innych...

Swoją drogą, ludzie są totalnymi idiotami, że popełniaja samobójstwa. Tyle osób zmaga się z chorobami, jest ofiarami wypadków czy ataków, a naprawdę bardzo chcieli żyć.
Łatwo jest ze sobą skończyć. Wystarczy wysoki budynek, mocny sznurek albo zwykły nóż. Tak bardzo wiele osób chce umrzeć... Ale jeszcze więcej pragnie żyć a nie może. Coś poszło nie tak i dlatego małe dziecko umiera tuż po narodzinach, a jakiś debilny nastolatek skacze z wieżowca, bo dziewczyna go zdradzała, a czy było warto? Nie.
Cieszmy się, że żyjemy, że nie jesteśmy chorzy i że mamy szanse. Nie odbierajmy jej sobie.
"Wie pani co, ja wogóle nie rozumiem samobójców. [...] Ja myśle, że to zwykli tchórze, bo żeby żyć trzeba mieć odwagę." - Dominik Santorski, Sala Samobójców.
Inna sprawa, że na samym końcu ze sobą skonczył. Taki psychologiczny film. Jeżeli ktoś go jeszcze nie widział to radzę zobaczyć, bo uświadamia o bardzo wielu rzeczach. Na przykład wracając do tego chłopaka, który skacze z wieżowca, bo dziewczyna go rzuciła.
Do tych przemyśleń można dać wiele przykładów, ale ja się rozgaduję. Mam nadzieje, że nie straciłeś czasu czytając to.

CZEŚĆ

piątek, 18 stycznia 2013

Wkurzające reklamy

W tym oto momencie weszłam na stronę blogspot.com i co się stało? Oczywiście wyskoczyła mi reklama. Znowu.
Po cholerę mi to Badanie Muzyczne!
Albo wchodzisz na stronkę z filmami, ażeby po prostu obejrzeć nowy odcinek serialu, którego w Polsce nie ma i zanim film się uruchomi to dostajesz piętnaście konkursów "Czy jesteś mądrzejszy od dziecka?" (Tak, ja jestem dzieckiem? Heloł?) albo "Wygraj najnowszy telefon/tableta/komuter/laptopa". Łatwo się wkurzyć. Albo oglądasz ten film, serial czy coś innego i nagle musisz zatrzymać, bo mama Cię zawołała, bo telefon zadzwonił, bo zachciało ci się do kibla, cokolwiek. I kolejna reklama "Badanie Muzyczne"
Kiedyś postanowiłam wziąć udział w tym "badaniu". Kliknęłam tylko, że jestem kobietą i jakiego radia słucham. Od razu dostałam odpowiedź : "Dziękujemy, już bardzo dużo osób wypowiedziało się tak jak Ty."
Po co, więc wysyłacie tę głupią ankietę, skoro odajecie kilkanaście stacji radiowych i każdy klika tą, ze swojego regionu! Chyba, że tylko u mnie są tacy, którzy biorą udział w takich ankietach... Uuu... To źle ze mną...
Znaczy to tylko reklamy internetowe, które łatwo jest wyłączyć ale te w telewizji...
Jest ta reklama płynu do prania, gdzie facet na super eleganckie przyjęcie przychodzi z płynem za pazuchą i podrywa na nią jakąś pannę. LOL. Kiedyś skmentowałam to na forum jednej strony, ale opinie wiązały się z tym - Kto ogląda reklamy? To czas na pójście do toalety albo zjedzenie kanapki.
Tak, ale ile można siedzieć w kiblu albo jeść tą kanapkę, jak reklama na TVNie czy Polsacie trwa 15-20min?
Taaa.... Wiem, że chodzi o to, "abyśmy mogli oglądać jakieś nowsze filmy". Reklama na TVNie w przerwie na "Harrym Potterze" kosztuje całkiem sporo. Właśnie tak zaczęłam kupować żel do twarzy Garniera. Serio.
Hmm, nie ma to jak pisać bloga i oglądać TVN24. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. O tym kiedy indziej.

CZEŚĆ